Akcja: Nie kradnij zdjęć!

17 maja 2011

...

Absolutnie nie jest tak, że jak nie piszę, to znaczy, że niczego nie robię.
Wszyscy wokół mnie cieszą się, że niedługo wakacje.
Od kilkunastu lat lato, to okres kiedy pracuję intensywniej niż w ciągu pozostałych pór roku.Urlop latem to niedoścignione marzenie. Na szczęście nie pracujemy w soboty i nikomu nie oddam tych letnich, wolnych dni. Od lat są moje i psa.No jak się ma psa za rodzinę, to tak się ma.
Były książę odjechał w znane nieznane i zmienia księstwa od czasu do czasu.Stylem „czupurka” najeżdżał moje królestwo przy pomocy instytucji niemiłych angażujących moje życie. Musiałam czas pewien poświęcić na pisanie pism, spotkania z prawnikami i inne niemiłe wizyty w wielkich, zimnych budynkach.
I tak od dziesięciu lat czy jakoś koło tego. Już nie liczę bo to mało ważne.
Ostatnie tygodnie także zajęte były sprawami z czupurkiem, bankowymi wyliczeniami ( i tak do kitu bo coś pozmieniali i liczą od nowa) i chorowaniem na alergię.
Jak mnie wzięło to mnie dopiero po trzech tygodniach puszcza. A jeszcze jakieś badania, sprzątania i oczywiście praca, która do wieczora trzyma mnie w swoich ramionach.Po całym dniu przerzucania książek, domowe porządki wywołują u mnie agresję.Tym większą, że nie mogę w domu niczego znaleźć. Powodem jest pozorne uporządkowanie wszystkich pałętających się dotychczas w nieładzie rzeczy. I stało się.
Nie mam bladego pojęcia gdzie co leży. Szukam jakbym była w mieszkaniu pierwszy raz. Tak to jest, jak się wpadnie na pomysł zmian.
Ogarniałam dotychczas mój chaos. Chciałam jednak aby było inaczej. Podpatrywałam, jak pięknie układacie swoje materiały, niteczki, koraliczki i inne skarby.
Poukładałam i teraz nie mogę niczego zrobić, bo nie wiem gdzie co jest.
Moje Bożonarodzeniowe aniołki znalazłam po Wielkanocy w pudelku ukrytym między pudełkami z zamkami błyskawicznymi. Myślałam, że wyemigrowały do Nieba.
Posegregowałam materiały i okazało się, że mogę otworzyć stoisko na Jarmarku ze szmatkami.
Cala szuflada serwetek i innych papierów i przydasiów wywołuje zawrót głowy.
Podglądam, że wymieniacie się, rozdajecie i szalejecie. Bardzo piękne, tylko ja cięgle nie mam czasu. Ale przyłożę się i oddam trochę i czasem chętnie wymienię cosie na cosie.
Bo był jeszcze mały problem techniczny z aparatem fotograficznym. Włożyłam dwie gadziny ( w tym jedna prawie nieżywa) klasy niemowlęcej z odzysku od dziecka, które ma tendencje lekkiego rozwalania sprzętu, do przezroczystej kosmetyczki razem z kablem, bateriami i kartami pamięci ( tymi co się nie nadają a co je dają przy zakupie). Porządek jak się patrzy. Potem jakoś się rozdzieliły te sprzęty i nijak nie chciały się spotkać w jednym miejscu.
Kable miałam na widoku. Aparaty ukryły się zsuwając się po poduszce na półeczkę od klawiatury, której to półeczki nie używam. I tak po trzech tygodniach odnalazłam je, bo tknęło mnie aby wytrzeć oną, nieużywaną półeczkę z kurzu.
Z radości odnowiłam cztery krzesła, które kiedyś brutalnie potraktował pazurkami pies. To był jamnik. Ten rudy jest niewinny. Kolor krzesełkowych pokrowców jest wściekły, ale i tak na to są planowane inne całkowicie zasłaniające. Mam jednak świadomość, że pod nimi będą całe, a nie poszarpane siedzenia.
Popełniłam tartę z jabłkami i sernik. Smaki testowałam na psie. Od razu piszę, że wszystko było jadalne i nieszkodliwe. Pies żyje i ma się dobrze i testuje wszystko co w kuchni nadaje się do jedzenia. Sam też testuje i muszę pilnować. Sernik miał wzięcie jak zwykle, tarta tylko w niektórych kręgach. Nie znają się. Pyszna była.
Dziecko jedyne kończy studia w dalekiej krainie. Tęsknimy sobie i mamy nadzieję, że zobaczymy się niedługo. Tylko ze środkami płatniczymi nieco krucho. I zbliża się termin spłaty raty za mieszkanie wobec byłego księcia małżonka. Jestem jakby zakredytowana. Nie mylić z akredytowana. Tak sobie kupuję swoje mieszkanie kolejny raz. Pewne miłe osoby mówią, że niektórzy kiedyś zapłacą za to co mi zrobili i nadal robią. Ja wolałabym jednak aby niektórzy dali mi spokój.
Bo życie jest piękne i mam tyle do zrobienia, tyle smaków do spróbowania, że boję się o dostateczną ilość czasu.

Żonkile już przekwitły u innych. Moje wyhodowały właśnie się z cebulek. Mają swój czas teraz i wyglądają przez okno podziwiając okolicę.

4 komentarze:

  1. sernik mało upadnięty widzę bo moje serniki to upadłe są -generalnie nie wiem gdzie podziewa się ten ser który jest na początku pieczenia :-)!a zjadłabym tą tartę wyglada mlask !

    zmorka

    OdpowiedzUsuń
  2. tarta! rewelka
    ps.
    też wiem jak to się drugi raz spłaca mieszkanie
    ale za to spokój- bezcenne!

    OdpowiedzUsuń