Akcja: Nie kradnij zdjęć!

26 maja 2011

Genius loci - Historia ukryta w napisach.

Navigare necesse est, vivere non est necesse”
Taki napis wita nas w Gdańsku po przekroczeniu Złotej Bramy i przejściu kilkunastu kroków ulicą Długą. Znajduje się on na *sgraffiti na bocznej ścianie kamienicy ulicy Długiej róg ulicy Tkackiej. Znaczy on ni mniej ni więcej , iż „żeglowanie jest koniecznością, życie nie jest koniecznością” czyli po prostu „żeglowanie jest ważniejsze od życia”.
Ciekawe, dowcipne i niejednokrotnie mądre maksymy od dawna gościły na gdańskich budynkach. Można dojść do wniosku, że z jednej strony było to robione aby pokazać swoją wyższość nad innymi, udawać mądrość lub nią się chwalić. Do Gdańska przybywali ludzie z różnych stron znanego wówczas świata. Każdy chciał zabłysnąć, pokazać, że jest lepszy, dostać prawo do pozostania w mieście i urządzenia się w nim jak najlepiej. Miasto można było czytać jak księgę, odnajdywać w nim mity i czuć się jak w bajce. Było to dostępne dla wszystkich ale nie dla wszystkich zrozumiałe. Wydaje mi się jednak, że pobudzało prostych ludzi do zapoznania się z pismem, łaciną i językiem niemieckim ( bowiem napisy w Gdańsku są w tych właśnie językach). I nie ma się co oburzać. W Gdańsku mówiło się wieloma językami, jednak dominował niemiecki. I pisze to Polka, od wielu pokoleń mieszkająca w Gdańsku. Ale jak w papiery zajrzeć to moi przodkowie także przybyli tu z różnych stron Europy. Tak się szukali, że właśnie tu odnaleźli swoje miejsce na ziemi. I wcale ich językiem narodowym był nie tylko niemiecki. Był prawdopodobnie także angielski, węgierski, polski. Takie miejsce i takie ludzkie losy. Moi przodkowie podróżowali po świecie, ale zawsze wracali do swojego miejsca. Mieliśmy tu w Gdańsku władców polskich i zostaliśmy ich poddanymi ( piszę w imieniu przodków). Los, tradycja, szacunek i historia spowodowały, że była i jest tu Polska. Tak miało być i tak jest.
Gdańsk słynął z handlu, rozwinął się dzięki niemu. Towary przewożone były lądem ale przede wszystkim drogą morską. I dlatego koga ( żaglowiec) była pierwszym symbolem miasta. Dzięki żeglowaniu do miasta przybywały towary, łupy pirackie i wojenne. Wypływały z Gdańska ładunki do innych krajów. Wiodły przez Gdańsk szlaki handlowe wodne i lądowe. Bez żeglowania nie byłoby tego miasta. Dziś z mojego okna widać w oddali terminal kontenerowy i choć nie ma już żagli na statkach, które wożą towary, stara maksyma nadal ma swoją moc.
I w tym miejscu zaczyna się ta historia.
W XV wieku, u schyłku barwnego średniowiecza, w okresie gdy nieśmiało witało w Europie jeszcze barwniejsze odrodzenie, w Brugii mieszkał malarz pochodzący z Dolnej Nadrenii. Był to Hans Memling bardzo znany i bardzo bogaty jegomość. Posiadał pracownię, w której pracowało dla niego wielu uczniów i pomocników.
Jego obrazy nie były zbyt okazałe. Cechowała je jednak harmonia, spokój, wspaniały koloryt, dbałość o szczegóły, liryzm i maniera wysmuklania postaci tak szczególna dla średniowiecza.
Przypisywano mu później wiele obrazów, ale do końca nie ma pewności czy wyszły spod jego ręki. Żył 59 lat i stworzył wiele pięknych malowideł.
Jedno przeszło do historii nie tylko dlatego, że jest jedynym dziełem tego malarza pełnym dramatyzmu i jedynym tak wielkim swoim rozmiarem, ale dlatego, że miało bardzo ciekawą historię własną. Do tego nierozerwalnie połączoną z żeglowaniem.


Wydawało się całkiem zwyczajne, że pewna bogata włoska rodzina Angelo i Katarzyna Tani związanie z rodem Medyceuszy (przez interesy bankowe), zamówiła, w latach 70-tych XV wieku, obraz u znanego flamandzkiego malarza.Oto oni na tyle na skrzydłach tryptyku.
Obraz miał przedstawiać Sąd Ostateczny i miał zdobić florencki kościół Badia Fiesolana.
Do Italii transportował go galeon Saint Matteo. W tym samym czasie na tych samych wodach szalał gdański kaper Paweł Benecke, dowódca karaki Piotr z Gdańska. W czasie napadu obraz został zrabowany i trafił do Gdańska. Prawo wówczas było szczególne i nieprzychylne właścicielom towarów, na które napadali bałtyccy piraci. Na innych wodach prawo było podobne. Kto zrabował ten miał. Jak nie złapali i nie udowodnili to o czym miała być mowa. Dziś nadal piraci szaleją na wodach i chociaż mamy inne prawa na świecie, czasami dziwne jest, że mogą być tak bezkarni. Jednak wracając do naszego kapra Pawła Benecke. Przy podziale łupów właściciele statku podarowali tryptyk Memlinga Kościołowi Mariackiemu w Gdańsku. Wisiał sobie spokojnie do czasu, gdy niejaki Napoleon Bonaparte przywłaszczył go sobie jako zdobycz wojenną. Wisiał w Luwrze do klęski cesarza. Po obaleniu europejskiego wojownika trafił do Berlina i do Gdańska wrócił w roku 1817. Pod koniec II wojny światowej obraz został wywieziony przez Niemców w głąb Rzeszy. Tam wpadł w ręce Armii Czerwonej, która wywlokła go do Leningradu aby zdobił ściany Ermitażu. Cały czas był zdobyczą wojenną. Do gdańska wrócił w roku 1956. Obecnie oryginał znajduje się w Muzeum Narodowym. W Kościele Mariackim znajduje się kopia obrazu.
Kościół walczy o jego odzyskanie. Przygotowano nawet specjalną gablotę do jego ekspozycji.
Zdaniem konserwatorów warunki klimatyczne i zabezpieczenie są niezbyt przychylne powrotowi dzieła do Kościoła.
Każdy, kto przyjeżdżał do Gdańska pociągiem i wysiadał na dworcu głównym mógł zobaczyć jeszcze większą kopię dzieła przedstawioną jako foliowy witraż okna hali dworca.
Było to ciekawe założenie i według mnie wizytówka i zachęta aby obejrzeć go w Muzeum Narodowym i w Kościele. Niestety został zdjęty i może zostać zastąpiony reklamą. Jakoś nasi włodarze mają dziwne pomysły. Promują miasto reklamami piwa i samochodów. Wszystko dla kasy.
Jeśli jednak przyjdzie komuś ochota zobaczyć obraz w całej okazałości to gwarantuję, że czyta się go jak ciekawą książkę. Znam go od dziecka. Miałam kilka lat, gdy pokazywał mi go i opowiadał mi o nim tato, potem profesor Januszajtis i wreszcie pani dr Sztyber, która jest zafascynowana Memlingiem i wie o nim niemal wszystko. Bo cały czas odkrywa się nowe szczegóły. Zdawałam egzamin z tego obrazu i dokonałam nawet kolejnego odkrycia małej zagadki czy też tajemnicy, które są w nim zawarte. Dzięki temu mój egzamin zakończył się sukcesem. Ja jestem także jego fanką i chociaż to niesprawiedliwe, cieszę się, że jest w Gdańsku a nie we Florencji.
Jeśli zainteresuje kogoś Sąd Ostateczny Memlinga, to zapraszam na kolejny odcinek, w którym postaram się go opowiedzieć .

*Sgraffito jest techniką dekoracyjną malarstwa ściennego. Polega na nakładaniu kolejnych, kolorowych warstw tynku lub kolorowych glin i na zeskrobywaniu fragmentów warstw wierzchnich. Poprzez odsłanianie warstw wcześniej nałożonych powstaje dwu- lub wielobarwny wzór. Technika ta znana jest od czasów starożytnych. Została spopularyzowana czasach renesansu we Włoszech do dekoracji fasad.

Zdjęcie żaglowca jest autorstwa pana Michała Kochańczyka, niesamowicie sympatycznego podróżnika, który mam nadzieję nie nakrzyczy na mnie za jego umieszczenie.

Zdjęcie obrazu Memlinga pochodzi z archiwum wydawnictwa mojej rodziny i być może sama je zrobiłam.

4 komentarze:

  1. Renesans zaczyna się w różnych częściach Europy w różnych wiekach, w opisanym okresie we Włoszech trwa w sumie w najlepsze. Choć niektórzy mówią, że w ogóle nie ma czegoś takiego jak renesans.
    A Huizinga nie zgodziłby się na przykład, że renesans był barwniejszy od średniowiecza. Stąd przecież 'Jesień Średniowiecza' jako okres schyłkowy :>

    OdpowiedzUsuń
  2. riennahera napisała m.in.: "niektórzy mówią, że w ogóle nie ma czegoś takiego jak renesans". I pewnie dlatego na swoim blogu w odpowiedzi na komentarz twierdzi, że : "Nie wyszłabym w niczym na gdańską Starówkę, bo w Gdańsku nie ma Starówki". Ciekawostka czy złośliwość? :))) A może to ja się czepiam? El-la (z Gdańska)

    OdpowiedzUsuń
  3. Stare Miasto w Gdańsku znajduje się w okolicach koscioła św.Katarzyny, Ratusza Starego Miasta, Biblioteki PAN, kościoła św.Jakuba, siedziby Solidarności, hotelu Holiday Inn. Jeśli turysta upiera się zwiedzać Stare Miasto to się go tam prowadzi. Starówki w Gdańsku po prostu nie ma. Jest Główne Miasto.Do tego Riennahera jest moją córką i specjalistką od historii zwłaszcza średniowiecza i renesansu.Nazwy epok to hasła a świat toczy się mimo nazwanych okresów jego dziejów.Włochy są specyficzne.Niektórzy twierdzą, ze nie ma tam gotyku a inni,że gotyk włoski jest inny niż wszystkie.A co do stroju Rienny to mnie nie przeszkadza chociaż tak się nie ubieram.Lekkość obyczajów to według mnie nie styl ubioru a raczej styl życia.W naszym kraju wiekszośc to szary tłum.Tam ona nie wyróżnia się aż tak bardzo.Tam żyje i tam się obnosi w swoich ubraniach.Nie warto się martwić, trzeba cieszyć się życiem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za wyjaśnienia historyczne, co jednak nie zmienia faktu, że w powszechnym użyciu określenie Starówka gdańska jednak funkcjonuje. Nawet rodowici gdańszczanie używają tej nazwy nader często, być może nie zdając sobie sprawy, że tak naprawdę jest nieprawidłowa? Ja rodowitą gdańszczanką wprawdzie nie jestem, ale mieszkam tu od z górą 30 lat, więc zdziwiona jestem nieco, że tak wiele osób używa nieprawidłowej, jak się okazuje, nazwy. Co ciekawe, gdy "wygoogluje" się hasło "gdańska starówka", to pojawia sie całe mnóstwo stron... Jaka ta historia potrafi być zaskakująca i zawiła czasem. I tym sposobem cała ta sprawa zachęciła mnie, by zagłębić się trochę bardziej w historię Gdańska. Jak się tu mieszka, to wypada jednak to i owo wiedzieć. Cóż, całe życie człowiek się uczy. Twój blog jest również dla mnie źródłem ciekawych wiadomości o Gdańsku; bedę tu chętnie zaglądać także z powodu łączących nas pasji do robótek ręcznych, które nota bene mnie na ten blog przywiodły. El-la

    OdpowiedzUsuń