Akcja: Nie kradnij zdjęć!

21 marca 2011

Genius loci - Dominikanie przybyli do miasta

Posłuchajcie mili ludzie,
Jak Dominik czynił cuda.
Jeśli jemu się udało,
To i nam się pewnie uda.

Hej ludzie ! Dziś targ.
Hej ludzie ! Na targ.

Kiedy przybył raz do Gdańska,
Na Zielonym stanął moście
I powiedział : będą targi.
Przybywajcie mili goście.

Hej ludzie ! Dziś targ.
Hej ludzie ! Na targ.

Przeminęło osiem wieków,
W Gdańsku żyją nowi ludzie.
A my znowu handlujemy,
Jak Dominik w swoim cudzie.

Hej ludzie ! Dziś targ.
Hej ludzie ! Na targ.

Słowa tej piosenki pamiętam z dzieciństwa.
Zaczęło się w roku 1260 gdy papież Aleksander II, bullą nadał dominikanom przywilej organizowania jarmarków. Braciszkowie – zakon żebraczy – dosyć długo czekali, ale załatwili sobie prawo do handlowania. Przybyli na ziemie słowiańskie w 1227 roku z Jackiem Odrowążem na czele, którego obłóczył osobiście święty Dominik w 1221 roku. Dzięki Jackowi powstały klasztory w Gdańsku, Płocku, Chełmnie, Elblągu, Toruniu, Rydzie, Królewcu i Dorpacie a także na Rusi w Kijowie i w Haliczu. Taki był zawzięty ewangelizator.
Było to jeszcze za czasów księcia Świętopełka Wielkiego, którego pożegnaliśmy w poprzednim odcinku. Tam było o nim a teraz inne sprawy.
W międzyczasie, w roku 1253 pojawiła się pierwsza wzmianka o Gdyni.
0d 1242 do 1253 Świętopełk walczył z krzyżakami.
Natomiast dnia 4 miesiąca sierpnia 1260 roku rozpoczął się pierwszy Jarmark Dominikański.
Musiała to być wspaniała impreza.
Gdańskie ulice częściowo wyłożone deskami(główne ulice) potem kamieniami, po których chodzenie miejscami było niezbyt łatwe.
Powstawały domy. Drewniane na początku wieku i kryte słomą. Potem w miarę rozwoju miasta, bogacenia się kupców i techniki zamieniane na murowane( ale to bardzo potem).
Domy były odzwierciedleniem zamożności mieszkańców i pomyślności lub zahamowania czasów. Najstarsze domy były jedno lub dwuizbowe. Zamożni budowali wieloizbowe i prawdopodobnie także piętrowe domy.
Podłoga wykładana była ciosanymi dranicami, korą lub stosowano zwykłe klepisko.
Paleniska domowe budowano z gliny i kamieni. Umiejscowione były one zwykle w narożniku lub przy ścianie. Bardzo rzadko na środku izby.
Drewno było obrabiane siekierami- nie znano jeszcze piły.
Niestety co jakiś czas drewniane domy ulegały zniszczeniu. Wybuchały pożary, a także zwyczajna nietrwałość drewna zmuszała średnio co 25 lat do budowy nowych domów.
Budowano je na starych zabudowaniach co powodowało, że budowane były na wyższym poziomie. W okolicach kościoła św. Mikołaja (dominikanie) różnica poziomów do dzisiejszych zabudowań wynosi około 7 metrów.
Zapachy w mieście nie były zbyt piękne. Stan sanitarny ówczesnego miasta pozostawiał wiele do życzenia. Zwierzęta domowe i ptactwo mieszkało w tych samych izbach, które zamieszkiwali ludzie.
Wewnątrz domu i wokół niego gromadziły się odpady związane z życiem i z zawodami jakie wykonywali mieszkańcy. Wszędzie obecny był dym z palenisk domowych.
Odżywiali się w tamtych czasach całkiem ciekawie.
Na początku dominowało proso. Potem inne zboża jak pszenica, żyto, jęczmień i owies.
Uprawiali ogórki, bób i mak. Znano jabłka, wiśnie, czereśnie, gruszki i śliwki i leśne orzechy laskowe oraz żołędzie.
Hodowane były świnie (spożywano najwięcej wieprzowiny), kozy, owce, kury i gęsi.
Polowano na tury, łosie, sarny, jelenie, dziki, niedźwiedzie, bobry i zające.
Zdarzały się wilki, rysie, czy żbiki zabijane dla cennych futer.
Konie były w tych czasach małe ale bardzo silne i wytrzymałe.
Lżejszych używano do jazdy wierzchem.
Położenie grodu pozwalało korzystać mieszkańcom z ryb. Poławiano jesiotry, łososie, sandacze, szczupaki, śledzie, dorsze, certy a także trocie, karpie, karasie,leszcze, płocie i sieje.
Rozwijało się rzemiosło. Była tu produkcja hutnicza, wytwórczość produktów luksusowych z żelaza i stali, złotnictwo. Wyrabiano naczynia gliniane, plecionki z wikliny, beczki z drewna
Gdańszczanie ubierali się barwnie, stosowali ozdoby z metali, kości, rogów.
Rozwinęło się tkactwo i najważniejsze obróbka bursztynu.
Rzemiosło kwitło w Gdańsku na długo przed pojawieniem się elementu obcego w grodzie i podgrodziu.
Jarmark Dominikański otworzył jeszcze szersze horyzonty przed miastem.
Do miasta przybywali kupcy zwabieni nowym rynkiem. Kwitła sprzedaż i wymiana towarowa. Zawierano umowy. Pojawiali się grajkowie, trupy wędrowne – to przecież barwne i piękne Średniowiecze.
W mieście pozostawali na jakiś czas lub na stałe rzemieślnicy, zwykli ludzie przybyli z wozami kupców a także złodzieje i inni mniej lub bardziej groźni bandyci.
W XIII wieku powstały już murowane kościoły w podgrodziu i murowana wieża w grodzie.
Tradycja handlu dominikańskiego trwała do czasów wojennych. W naszej erze powróciła w 1972 roku. Na początku to było coś. Można było zdobyć na Jarmarku niedostępne gdzie indziej dobra. Potem był kryzys, ale Jarmark to była letnia atrakcja. Nastały kolejne lata, w których na straganach pojawiły się te same towary, jakie są w podrzędnych sklepach.
Ostatnio dominikanie starają się przywrócić kulturalne oblicze Jarmarku, wzbogacając je w różne dodatkowe imprezy z dziedzin mniej handlowych.
Miejmy nadzieję, że towary nie będą tylko masową chińską produkcją z delikatnym akcentem wyrobów rzemieślników i artystów oraz z nutą handlarzy starociami, którzy sprzedają niejednokrotnie zabytki z lat 60-tych XX wieku jako dobra kilkusetletnie.
Dominikanie w Gdańsku są od wieków i stanowią pod każdym względem ważny element kultury miasta, trwałości, tradycji i wiary. Można z braćmi porozmawiać jak z nikim innym. Skupia się wokoł nich ciekawa młodzież, której zależy na kształtowaniu oblicza miasta i przekazywaniu nowym pokoleniom ponad tysiącletniej historii.
A na marginesie, w roku 1283 Mściwój II nadal Cystersom wieś Sopot.
Ale to jeszcze nie Trójmiasto.

2 komentarze:

  1. Kobietko!!! toż u Ciebie to skarbnica wiedzy... i historia i szycie, i kuchnia ... świetny blog. pozdrawiam dehajola

    OdpowiedzUsuń
  2. uwiebiam jak opisujesz Gdansk, miasto w ktorym qwyroslam, a o ktorym wiem tak malo...
    w kosciele sw.Miklaja, u Dominikanow spiewalam w "gorkowym" chorze ladnych pare lat, udalo mi sie tam trafic, siedemnastoletniej smarkuli, kiedy duszpasterzem byl o.Michal Ziolo
    tamze slubowalam mezowi, ze go nie opuszcze
    ta
    trzeba bylo skrzyzowac palce za plecami ;)
    meza opuscilam, chrzescijanka nie jestem juz od dobrych 10 lat, ale wspominam tez czas z cieplem w sercu a o.Michala czytuje co tylko moge dostac w rece, bo madry czlowiek i bardzo interesujacy..
    i tak Dominikanie wpisani sa w moja prywatna mala historie :)

    OdpowiedzUsuń